czwartek, 19 lutego 2009

pierwsze dni w tropikach

W Delhi nie moglam oddychac z powodu spalin. w Ahemdabad do zanieczyszczen dodac trzeba jeszcze gorace, suche powietrze. Temperatura przekracza 30 stopni. Ale po wszystkich zimnych, styczniowych nocach w Delhi przyrzeklam sobie nie narzekac na upaly. W koncu mam to, czego chcialam.

A wiec dzis drugi dzien w Gujaracie. W Ahmedabad. I okolicach. Wyglada na to, ze zostane tu do niedzieli (pozegnalam sie juz z marzeniem o Diu...).
Mieszkam w Khet Bhavet, hotelu prowadzonym przez zaprzyjaznione NGO. Minus to spora odleglosc od centrum oraz starego miasta i wszystkich jego atrakcji. Plus to bliskosc rzeki i asramu Gandhiego. To wlasnie od muzeum Gandhiego zaczelam moj pobyt. Dowiedzialam sie tu duzo o jego zyciu, studiach w UK, doswiadczeniach w RPA i wreszcie ruchu niepodleglosciowym oraz spolecznej pracy w Indiach, glownie w Ahmedabad wlasnie.




Gandhi napisal swoja autobiografie: "The story of my experience with truth" Jeszcze nie czytalam, ale wydaje mi sie ze bedzie to dobra lektura w czasie dlugich podrozy pociagiem. co ciekawe ksiazki, gazety, czasopisma sa tu bardzo tanie, nawet relatywnie. Np. gazeta to ok. 2 Rs czyli jakies 15 groszy. Mysle, ze sa one dotowane.

Wracajac do Ahmedabad, nie ma tu wielu turystow, wiec moja obecnosc w muzeum wywolala furore wsrod zwiedzajacych je dzieci - na fotografiach, usciaskach, rozmowach spedzilam jakies dwie godziny :)


W Ahmedabad jestem jednak nie tylko turystycznie, ale i sluzbowo. Zamierzam dowiedziec sie jakiego rodzaju dzialalnosc prowadzi w Gujaracie NGO o nazwie DISHA oraz sporzadzic raport o szkoleniach na temat budzetu, prowadzonych przez nich dla przedstawicieli lokalnych wladz. Jutro wiec wyjezdzam na takie szkolenie, by zobaczyc czego dokladnie ono dotyczy, jak jest prowadzone, jak oceniaja je uczestnicy, porobic troche zdjec, itp.




Dzisiejszy dzien spedzilam w biurze DISHA w Gandhinagar, gdzie dowiedzialam sie w jaki sposob opracowuja analizy stanowego budzetu, jak pomagaja parlamentarzystom przygotowac sie do dyskusji nad propozycjami budzetowymi rzadu, oraz w jaki sposob umozliwili plemiennej ludnosci uzyskac prawa wlasnosci do zamieszkiwanej przez nich ziemi.

Byla to tez okazja do dyskusji na temat recesji (W Gujaracie wiele osob zyje z diamentow, a ten biznes zostal ponoc mocno dotkniety), placy minimalnej (podniesiono ja niedawno do 100 Rs. dziennie, tyle zarabia mniej wiecej 10 proc. ludnosci) i bezrobocia (w Indiach nie ma systemu zasilkow dla bezrobotnych; w najgorszej sytuacji sa mieszkajacy w miastach, bo oni nie otrzymuja zadnej pomocy; mieszkancy wsi maja prawo do 100 dni zatrudnienia w ramach robot publicznych rocznie).

Wracajac do tematow bardziej wakacyjnych - Gujarat slynie z dobrej kuchni, a Ahmedabad to ponoc jedno z najwazniejszych miejsc na kulinarnej mapie Indii. Rzeczywiscie, tutejsze samosy czy thali byly wysmienite, ale moj - delijski teraz - zoladek okazal sie nieprzyzywczajony do tutejszych bakterii.

Co dosc nietypowe, w Ahmabedad nie ma wielu malp. Jest za to mnostwo komarow, wiewiorek oraz ptakow. Te ostatnie potrafia halasowac glosniej niz samochody. I to w nocy!

Brak komentarzy: