czwartek, 19 marca 2009

magda nie jest juz w indiach

Moja indyjska przygoda dobiegla konca.
Od ponad tygodnia nie jestem juz w Indiach, a w Polsce. Tesknie za cieplem, sloncem, owocami, plaza, no i oczywiscie ludzmi, ktorych tam poznalam, polubilam, a ktorych pewnie niepredko ponownie zobacze.

Ale sa rowniez plusy. Tuz po powrocie Warszawa wydala mi sie niesamowicie cicha i czysta. Fajnie jest tez wreszcie nie musiec sie targowac, a takze czuc sie naprawde zdrowo.

W Polsce jestem jednak tylko przejazdem - w najblizszy wtorek wyjezdzam do Dublina.
Tym samym, blog przenosi sie pod adres: www.magdaisinireland.blogspot.com

niedziela, 15 marca 2009

wspomnienia z goa

oto nasza druzyna z goa.
francisco z urugwaju:

almer ze szwecji:

turkka z finlandii:

no i oczywiscie ja:


a tu kilka zdjec z tego pieknego miejsca:









poniedziałek, 2 marca 2009

niebianska plaza :)

Od dwoch dni jestem w Goa. 40 godzin w pociagu z pewnoscia meczy, zwlaszcza gdy nie ma klimatyzacji, wentylatory nie chca dzialac, a za oknami slonce i ponad trzydziestostopniowe upaly. Mimo to, z pewnoscia bylo warto! Arambol jest fantastyczny - ciepla woda, szeroka, czysta plaza, cisza, spokoj. A wokol wszedzie palmy. Mieszkam, wraz z bardzo sympatycznymi ludzmi poznanymi w pociagu, tuz przy plazy.

W wiosce i na plazy nie brakuje niewielkich, przytulnych pubow i restauracji. Ceny sa nizsze niz w Delhi, nizsze tez niz w Rajasthanie. Za 4 osobowy pokoj placimy czterysta rupii czyli jakies dwadziescia piec zlotych. Podobnie z jedzeniem. Troche to zaskakujace, bo Goa od dawna przyciaga turystow.

Pogoda jest wysmienita - tak cieplo, ze mozna kapac sie nawet w nocy.

Mysle, ze zostane tu do piatku, kiedy to powoli ruszam do Mumbaju.

czwartek, 19 lutego 2009

pierwsze dni w tropikach

W Delhi nie moglam oddychac z powodu spalin. w Ahemdabad do zanieczyszczen dodac trzeba jeszcze gorace, suche powietrze. Temperatura przekracza 30 stopni. Ale po wszystkich zimnych, styczniowych nocach w Delhi przyrzeklam sobie nie narzekac na upaly. W koncu mam to, czego chcialam.

A wiec dzis drugi dzien w Gujaracie. W Ahmedabad. I okolicach. Wyglada na to, ze zostane tu do niedzieli (pozegnalam sie juz z marzeniem o Diu...).
Mieszkam w Khet Bhavet, hotelu prowadzonym przez zaprzyjaznione NGO. Minus to spora odleglosc od centrum oraz starego miasta i wszystkich jego atrakcji. Plus to bliskosc rzeki i asramu Gandhiego. To wlasnie od muzeum Gandhiego zaczelam moj pobyt. Dowiedzialam sie tu duzo o jego zyciu, studiach w UK, doswiadczeniach w RPA i wreszcie ruchu niepodleglosciowym oraz spolecznej pracy w Indiach, glownie w Ahmedabad wlasnie.




Gandhi napisal swoja autobiografie: "The story of my experience with truth" Jeszcze nie czytalam, ale wydaje mi sie ze bedzie to dobra lektura w czasie dlugich podrozy pociagiem. co ciekawe ksiazki, gazety, czasopisma sa tu bardzo tanie, nawet relatywnie. Np. gazeta to ok. 2 Rs czyli jakies 15 groszy. Mysle, ze sa one dotowane.

Wracajac do Ahmedabad, nie ma tu wielu turystow, wiec moja obecnosc w muzeum wywolala furore wsrod zwiedzajacych je dzieci - na fotografiach, usciaskach, rozmowach spedzilam jakies dwie godziny :)


W Ahmedabad jestem jednak nie tylko turystycznie, ale i sluzbowo. Zamierzam dowiedziec sie jakiego rodzaju dzialalnosc prowadzi w Gujaracie NGO o nazwie DISHA oraz sporzadzic raport o szkoleniach na temat budzetu, prowadzonych przez nich dla przedstawicieli lokalnych wladz. Jutro wiec wyjezdzam na takie szkolenie, by zobaczyc czego dokladnie ono dotyczy, jak jest prowadzone, jak oceniaja je uczestnicy, porobic troche zdjec, itp.




Dzisiejszy dzien spedzilam w biurze DISHA w Gandhinagar, gdzie dowiedzialam sie w jaki sposob opracowuja analizy stanowego budzetu, jak pomagaja parlamentarzystom przygotowac sie do dyskusji nad propozycjami budzetowymi rzadu, oraz w jaki sposob umozliwili plemiennej ludnosci uzyskac prawa wlasnosci do zamieszkiwanej przez nich ziemi.

Byla to tez okazja do dyskusji na temat recesji (W Gujaracie wiele osob zyje z diamentow, a ten biznes zostal ponoc mocno dotkniety), placy minimalnej (podniesiono ja niedawno do 100 Rs. dziennie, tyle zarabia mniej wiecej 10 proc. ludnosci) i bezrobocia (w Indiach nie ma systemu zasilkow dla bezrobotnych; w najgorszej sytuacji sa mieszkajacy w miastach, bo oni nie otrzymuja zadnej pomocy; mieszkancy wsi maja prawo do 100 dni zatrudnienia w ramach robot publicznych rocznie).

Wracajac do tematow bardziej wakacyjnych - Gujarat slynie z dobrej kuchni, a Ahmedabad to ponoc jedno z najwazniejszych miejsc na kulinarnej mapie Indii. Rzeczywiscie, tutejsze samosy czy thali byly wysmienite, ale moj - delijski teraz - zoladek okazal sie nieprzyzywczajony do tutejszych bakterii.

Co dosc nietypowe, w Ahmabedad nie ma wielu malp. Jest za to mnostwo komarow, wiewiorek oraz ptakow. Te ostatnie potrafia halasowac glosniej niz samochody. I to w nocy!

poniedziałek, 16 lutego 2009

fryzjer

taki oto luksusowy salon fryzjerski mozna znalezc przy kazdej ulicy:

do you want a snake?

niedziela, 15 lutego 2009

podrozy ciag dalszy...

Od dzis pisac moge juz bardzo nieregularnie jako, ze ruszam w droge i do Delhi zajrze juz tylko na chwile.

Oto plan dalszej podrozy:
17.02 - 23.02 Gujarat
23.02- 26.02 Delhi
27.02 - 06.03 Goa
06.03-08.03 Bombaj
09/10. 03 Delhi

weekend w stolicy jogi






Riszikesz to ciche, sliczne, prowincjonalne miasteczko u podnoza himalajow. Miasto zawdziecza swa slawe Beatlesom, ktorzy pod koniec lat 60tych przybyli tu, by w asramie Maharisziego Maheśa Jogiego zapoznawac sie z tajnikami jogi i medytacji. Dzis pelno tu joginow, hipisow, i backpackersow dla ktorych podrozowanie stalo sie sposobem na zycie. Nie brak rowniez pielgrzymow (Riszikesz to jedno z najswietszych miast Hindusow. Przybywaja tu oni z roznych zakatkow Indii, by zlozyc ofiare z puszczanych na wode kadzidełek - fragment ceremonii na zdjeciu )oraz milosnikow mocnych wrazen (polozony wsrod wzgorz riszikesz stal sie obecnie centrum raftingu). Po dwoch tygodniach spedzonych non-stop w kurzu, zgielku i halasie Delhi, pobyt w Riszikesz byl dla mnie prawdziwa ulga. Doszlam rowniez do wniosku, ze zwiedzajac Indie mozna, a moze raczej nalezy, smialo omijac Delhi. Podroz pozostawia wtedy pewnie znacznie lepsze wrazenia.

środa, 11 lutego 2009

innovations in democracy (1) - open source governance

Open source governance encourages applying the philosophy of the open content and open source movements to democratic practices in order to let any interested citizen directly contribute to the creation of policy and legislation, as with a wiki document.

One of the governments which successfully explores the idea is Melbourne City. Public consultation process of the city's 10 year development plan, Future Melbourne, is conducted through a wiki. Maybe an inspiration for a Polish government?

To read more about Melbourne's project visit Future Melbourne website . And for updates on trends in eGovernance you can check Chris Haller's 'Thoughts on Participatory Technology' blog.

Magda na zielonej wyspie?

Moja azjatycka przygoda powoli dobiega konca (na razie - bo na pewno jeszcze tu wroce). W polowie marca wracam do Polski, a z poczatkiem kwietnia przeprowadzam sie do Irlandii. Wreszcie spelnie marzenie o zyciu na wybrzezu :) Jesli ktos z Was mieszkal kiedys w Dublinie, bede wdzieczna za wszelkie wskazowki (zwlaszcza co do wynajmu mieszkania).

garden party

delhi to miasto kontrastow. podczas gdy mnostwo ludzi spi na ulicach, inni nie licza sie z wydatkami. oto dzieciece, urodzinowe 'garden party' zorganizowane wczoraj przez moich sasiadow - z dj'em, cateringiem, fotografem i ochrona...

open budget index 2008

On February 4, 2009, in India Habitat Centre in New Delhi, Center for Budget and Governance Accountability (CBGA) together with the International Budget Partnership (IBP) released the Open Budget Index 2008 – a comparative, in-depth measure of national budget transparency in 85 countries around the world.

The welcome and introduction by Yamini Mishra, Executive Director of CBGA, was followed by the overview of the Open Budget Survey by Ravi Duggal from IBP. Mr Duggal explained the methodology behind the index, signalizing that at present the OBI concerns national budgets only. He remarked that although the overall performance paints a bleak picture, especially in the phase of budget formulation and execution, there are countries, for example Sri Lanka, which have achieved a significant progress in budget transparency and accountability over the past two years. Moreover, according to the survey findings, many governments could improve transparency at low cost by making publicly available the budget information they already produce for donors or internal use.
(...)
To see the OBI 2008 results and find out more about Open Budget Survey, visit www.openbudgetindex.org

wtorek, 10 lutego 2009

6 kulinarnych powodow, by zamieszkac w indiach

1. soki owocowe - ananas, pomarancza, granat, mango czy papaja - dostepne na rogu kazdej ulicy, w przystepnych cenach. w jednym punkcie mam juz swoja szklanke :)
2. lassi - orzeźwiający napój z jogurtu, mleka, wody różanej, na slodko lub na slono, czasem z owocami, czesto z tajemnicza mieszanka przypraw.
3. bakalie - orzechy, migdaly, pistacje, rodzynki, daktyle - wszystko swieze, wysmienite i stosunkowo tanie.
4. kurkuma, chili, imbir, szafran, kardamon i inne przyprawy - do wyboru do koloru.
5. chai - pyszna herbata z mlekiem i masala (mieszanka przypraw) - tajemnica tkwi w proporcjach...
6. thali, samosy, kofta, dosa, dhal i dziesiatki innych wegetarianskich przysmakow.

pierwszy deszcz

od mojego przyjazdu w delhi nie spadla ani kropla deszczu. az do dzis.

poniedziałek, 9 lutego 2009

wyprawa do raju?

Spojrzcie tu: http://www.guardian.co.uk/travel/2007/jun/09/india.budget, tu: http://www.flat3.co.uk/india/pages/990057.htm czy tu: http://flickr.com/photos/86001421@N00/362390803/

Czyz Diu, malenka wysepka w Gujaracie, nie wyglada na prawdziwy raj? Mnie zachwycila i to wlasnie tam zamierzam spedzic moje marcowe wakacje. Tym samym, Diu wygrywa z zielona Kerala, imprezowa Goa czy historycznym Hampi...

niedziela, 8 lutego 2009

Slumdog millionaire

W miniony weekend zostalam w Delhi. Choc staram sie tego unikac (przyczyn mozna sie domyslac - halas, zanieczyszczenie, tlok...) skonczylo sie nie najgorzej. Sobotnie przedpoludnie spedzilam na Dilli Haat (http://delhitourism.nic.in/publicpage/delhihaat2.aspx). Jest to uroczy targ, na ktorym kupic mozna wyroby (glownie bizuteria, ubrania, obrazy) pochodzace ze wszystkich zakatkow indii, wiekszosc to dziela tubylczych artystow, a takze sprobowac roznorodnych, lokalnych potraw.
Wieczor spedzilam w hinduskiej dyskotece, a w niedziele wreszcie udalo mi zobaczyc 'slumdog millionaire'. Film, oparty na ksiazce Q&A Vikasa Swarupa, opowiada historie Jamala, chlopca ze slumsów Bombaju, który odmienia swe zycie dzieki glownej wygranej w "Milionerach". To poruszajaca opowieśc, ktora chociaż przepelniona agresja i pokazujaca brutalna rzeczywistość ulicy, opowiedziana jest z radoscia i niezwyklym poczuciem humoru. Niektorzy hindusi zarzucaja Boyleowi wyolbrzymianie indyjskich problemow spolecznych, jednak historie takie jak np. okaleczanie dzieci i zmuszanie ich do zebrania, czy ataki na muzulmanow i totalna obojetnosc policji, z pewnoscia sie zdarzaja. A przewodnicy-oszusci w Taju, ponownie napelniane butelki z woda 'pitna' i kradzieze butow to doswiadczenia znane tu chyba kazdemu. Film naprawde warto zobaczyc - ciekawa fabula, sugestywne zdjecia i swietna muzyka Rahmana, ktory jest tu teraz nielada gwiazda.

środa, 4 lutego 2009

the best of Taj







koniec z foliowkami?



dopiero mieszkajac w miescie tonacym w smieciach, w pelni zdalam sobie sprawe z wartosci czystego srodowiska. niezmiernie ucieszyla mnie wiec ta decyzja. ciekawe tylko, co pokaze praktyka...

ps. swoja droga, plakat jest paskudny i nie jest to wyjatek. specjalisci od marketingu musza sie jeszcze wiele nauczyc.

poniedziałek, 2 lutego 2009

city safari :)

podczas wizyty w Agrze postanowilismy zboczyc z utartych sciezek i wybrac sie na spacer po nieco mniej przyjaznej turystom czesci miasta. oto co widzielismy.

indyjska lista plac

pieniadze nie sa w indiach tematem tabu, wiec czasem, gdy mi sie nudzi, pytam ludzi o zarobki.
Oto kilka przykladow:
(1 PLN to ok. 15 Rs)
- sprzedawca w sklepie w Jodhpurze, praca 6 dni w tygodniu, od 9 do 21 - 7000Rs miesiecznie (z ciekawostek: po pierwsze, praca w soboty to tu standard; po drugie, hindusi nie znaja czegos takiego jak nadgodziny czy tygodniowy czas pracy)
- sprzataczka w delhi - ok. 20 Rs za godzine
- lekarz z 3 letnim stazem w szpitalu publicznym w delhi - 12000 Rs
- magister genetyki, pracownik naukowy w instytucie rolnictwa w delhi - 12500 Rs
- specjalistka od komunikacji w duzej organizacji pozarzadowej w delhi, licencjat z marketingu, praca 6 dni w tygodniu - 18 000 Rs.
- przewodnik-wolontariusz w fathepur sikri - praca kilka godzin dziennie, 600 Rs (40 PLN) za miesiac, czasem napiwki
- zagraniczny praktykant w duzej indyjskiej firmie - 15000-20000 Rs, praca 6 dni w tygodniu

środa, 28 stycznia 2009

terapia krowim moczem?



Mocz swietej, indyjskiej krowy. W formie olejku lub kapsulek. Mniam mniam :)

Delhi - Jodhpur - Osyian - Udaipur - Delhi

JODHPUR

Oto Jodphur - blekitne miasto. Jak widac na obrazku, nazwa wziela sie od koloru domow, ktore pomalowane sa w ten sposob, by chronic przed sloncem i odstraszac insekty.


Jak w prawie kazdym miescie Rajasthanu, rowniez i tu znajduje sie fort...









...oraz palac



Na slonecznych ulicach wygrzewaja sie krowy (ponizej foto z centrum miasta!)


A dzieci - jak zawsze - chetnie pozuja do zdjec (tu sprzedawca z naszego ulubionego punktu z owocami w miescie)


OSYIAN

Nastepnego dnia wybralismy sie na camel safari do Osyianu - pustynnej wioski, ok. 70km na polnocny zachod od Jodhpuru. Co zabawne, prawie wszystkie wycieczki zwa sie tutaj 'safari'. Natknelam sie juz m.in. na camel safari, village safari, boat safari, jeep safari, lake safari. Zaczynam zastanawiac sie, co naprawde znaczy to slowo...

A to juz moj wielblad:


Okazalo sie, ze jazda to nie taka prosta sprawa. Dlatego oprocz wielbladow trzeba bylo wynajac 'kierowcow':


Po kilku godzinach czas na krotka przerwe:


...i droge powrotna, podczas ktorej spotkalismy karawane:


UDAIPUR

Ze wzgledu na ograniczenia czasowe wycieczka do Bikaneru/Jaisalmeru okazala sie niemozliwa. Po krotkiej dyskusji zdecydowalismy sie na Udaipur - "Wenecje wschodu" ;)

Od poczatku zapowiadalo sie wesolo. Do miasta dotarlismy nad ranem, po ok. 7 godzinach jazdy autobusem. Choc autobus w nazwie mial 'Deluxe', daleko mu bylo od jakichkolwiek luksusow - przerazliwy tlok, nieszczelne okna, przystanki w kazdej wiosce. Jak sie pozniej przekonalam, 'deluxe' oznacza tu najczesciej kiepski, lokalny autobus...

Ruch w Udaipurze byl juz niewielki, wiec Torin sprobowal swoich sil jako kierowca rikszy (szlo mu tak dobrze, ze nastepnego dnia zdecydowalismy sie wynajac motocykl :):



W Udaipurze czekalo nas wiele atrakcji - liczne palace, barwne ogrody, jeziora, gory. Musze przynac, ze jest to najprzyjemniejsze miasto w Indiach, w jakim do tej pory bylam - czyste, swieze powietrze, prawdziwie zielona zielen, restauracje i kawiarnie, waskie uliczki, wspaniale widoki. Zaluje, ze bylam tam tak krotko, ale byc moze niedlugo tam wroce...